VOLBEAT - heavymetalowe szaleństwo z podwójnym przytupem

 Volbeat

Lato duńskich zespołów w Polsce rozpoczęte! 3-ego czerwca rewelacyjny koncert Turboweekend podczas Ursynaliów, a już 10-ego czerwca - występ VOLBEAT podczas Sonisphere Festival (Warszawa). Kapela Volbeat jest znana polskim fanom mocnych brzmień. Czas przyjrzeć się jej trochę bliżej na blogu "Dobre, bo duńskie". Rozpuśćcie włosy, przygotujcie sobie trochę miejsca na pogo!

Przenosimy się do zupełnie innej rzeczywistości muzycznej. Do rzeczywistości konkretnej, mocnej, bez owijania w bawełnę. VOLBEAT, to uznana już marka na duńskim (i nie tylko) rynku muzycznym.

Muzyka Volbeat określana jest mianem heavymetalu, heavyrocka, czasem - rockabilly (z powodu wykorzystywania linii melodycznych rodem z lat 60-tych). W dwóch słowach - ciężkie granie.  

Za jego tworzenie odpowiada obecnie czwórka panów: Michael Poulsen (wokalista, gitarzysta i główny założyciel kapeli), Anders Kjølholm, Thomas Bredahl oraz Jon Larse.

Dyskografię grupy stanowią cztery albumy: "The Strenght/ The Sound / The Songs" (2005), "Rock the Rabel / Metal the Devil" (2007), "Guitar Gangsters & Cadillac Blood" (2008), i najnowszy z 2010 roku - "Beyond Hell / Above Heaven".  


"Rock the Rabel/Metal the Devil" (2007), "Guitar Gangsters & Cadillac Blood" (2008)

Duńczycy przyjadą w tym roku do Polski. 10 czerwca (czyli już w najbliższy piątek) pojawią się na festiwalu Sonisphere w Warszawie (o czym już pisałam tutaj). Nie będzie to ich pierwsza wizyta w naszym kraju. Volbeat ma w Polsce całkiem spore grono fanów, którzy na pewno już zacierają ręce na myśl o piątkowym koncercie.

Cztery krążki grupy utrzymane są w charakterystycznym klimacie. Jednak wydaje mi się, że z biegiem czasu utwory Volbeat stają się bardziej melodyjne i bardziej... delikatne, to może w kontekście tej kapeli nie jest najlepsze słowo, ale niech będzie - bardziej delikatne. Ze skłonnością do podążania w stronę bardziej klasycznego gitarowego grania.
Skupmy się na tym, co najstarsze i na tym, co najnowsze

"The Strenght/The Sound/The Songs" (2007)
Pierwszy album "The Strenght/The Sound/The Songs", to zdecydowane brzmienia i więcej dzikości. "Rebel Monster" - idealny do totalnego szaleństwa. "Alienized" - bardziej "duszny i cięższy", ze świetnym riffem gitarowym. Otwierający album "Caroline Leaving", który od pierwszych sekund krzyczy "nie ma lekko na tej płycie!". Porządne heavymetalowo/ rockowe granie przeplata się ze spokojniejszymi utworami, jak "Something Else Or" (z poruszającym tekstem) czy bardziej melodyjnym "Soulweeper". Klimaty rockabilly słychać na przykład w "Dany and Lucy".

Większość utowrów z "The Strenght/The Sound/The Songs", to kawałki utrzymane w "kozackim", butnym klimacie. Ze świetnymi gitarami, które moim zdaniem napędzają muzykę Volbeat. 

Gitary, które rewelacyjnie uzupełniają się nawzajem i tworzą gangstersko-rewolucyjną atmosferę.

"Beyond Hell/Above Heaven" (2010)
Ostatnia płyta Volbeat - "Beyond Hell/Above Heaven", to niby stary dobry Volbeat, ale jednak w moim odczuciu - z większą niż dotychczas tendencją do eksperymentowania. Otwierający wydawnictwo "The Mirror and the Ripper" zaczyna się klasycznie volbeat'owo. Ale im dalej, tym więcej melodii, tym bardziej słychać tym razem perkusję i jakby "wyczyszczony" wokal. Gitary też są bardziej ułożone. Dwa single: "Fallen" i "Heaven Nor Hell", to granie spod znaku "muzyki drogi". Kojarzy mi się z amerykańskimi autostradami. Szczególnie początek "Heaven Nor Hell" z harmonijką (?) - dźwiękiem dla Volbeat nietypowym. 

Jednak nie jest tak, że cały krążek to sielanka. "Do pionu" sprowadza słuchacza chociażby "Who They Are". Utwór przypomina, że "nie ma lekko". Świetne intro, które przywraca do łask gitary i butność Volbeat'u, a potem już mocno i bez litości. Heavy!

Jednak wrażenie lekkości i delikatności (w porównaniu z poprzednimi krążkami Volbeat) nie opuszcza słuchacza przez cały czas, kiedy gra w głośnikach "Beyond Hell/Above Heaven". Dobrze to, czy źle - oceńcie sami. Mi nie przeszkadza, bo znaczy tyle, że Volbeat nie osiadło na laurach i szuka czegoś nowego, delikatnie (ale jednak) eksperymentując w ramach swojego gatunku muzycznego.

Jak nowa płyta sprawdza się na żywo, przekonają się szczęśliwcy, którzy w piątek uczestniczyć będą w festiwalu Sonisphere (dla nich tutaj "7 Shots" z ostatniej płyty w wersji live). Jeśli się tam wybieracie, koniecznie dajcie znać, jak było!




CO? GDZIE? JAK?
Oficjalna strona internetowa - wygląda ciut jak strona internetowa jakiejś gry sieciowej, ale jest całkiem przyjemna
Facebook
MySpace
Last.fm



Brak komentarzy: