WHEN SAINTS GO MACHINE na festiwalu Tauron Nowa Muzyka

WSGM w Polsce - i stała się magia

fot. Agnieszka Wojtaszek
Kiedy tylko dowiedziałam się, że When Saints Go Machine zagrają na festiwalu w Katowicach - zorganizowałam sobie wyjazd. Rewelacyjny duński zespół, świetna nowa płyta "Konkylie" i filmik z ich występu na Electronic Beats w Pradze - jeśli kogoś to nie przekonało, musiał go przekonać świetny występ Duńczyków w Polsce. Nie obyło się bez zgrzytów... na szczęście nie były to zgrzyty muzyczne.


When Saints Go Machine mieli wystąpić w piątek, 26-ego sierpnia na Little Big Stage. Ich koncert miał się zacząć o godzinie 2:00 w nocy. O 20:30 postanowiłam zobaczyć, jak Little Big Stage wygląda. Kiedy tam doszłam, zdziwiłam się, bo oto na scenie zobaczyłam... When Saints Go Machine... Okazało się, że organizatorzy zmienili godzinę występu Duńczyków. Przenieśli ich koncert z 2:00 na 21:00 (informując o tym festiwalowiczów dość... średnio). 

Nic więc dziwnego, że kiedy czwórka muzyków pojawiła się na scenie pod namiotem, widownia była bardziej pusta, niż pełna. Bardzo szybko jednak się to zmieniło. Szczęśliwcy, którzy "załapali się" na występ When Saints Go Machine, mogli go zaliczyć do naprawdę udanych. 

fot. Agnieszka Wojtaszek
Rozpoczynające set "Konkylie" wprowadziło intymny klimat. Potem było perfekcyjnie wykonane "Church and Law", a potem... po prostu magia. Oprócz nagrań z nowego krążka, takich jak "Parix", "Jets" czy rewelacyjnego "Kelly" (nie szło ustać spokojnie, cały namiot tańczył!) pojawiły się też utwory z pierwszej płyty WSGM "Ten Makes A Face". Ciężkie "Greys and Blues" wciskało w ziemię.


Moim prywatnym high-light'em wieczoru był "Fail Forever" (live @Tauron Nowa Muzyka). Czekałam na to, żeby usłyszeć ten fenomenalny utwór na żywo i nie zawiodłam się. Zespół wprowadził widownie w pulsujący klimat kawałka i nie "spuszczał z tonu" ani trochę, budując napięcie i wciągając publikę jakby do wewnątrz piosenki. Świetny moment koncertu!


fot. Agnieszka Wojtaszek


Im dalej, tym było lepiej. Występ When Saints Go Machine, to był koncert ewoluujący. Tak bym go nazwała. Setlista była tak ułożona, że z każdym utworem chciało się więcej. Widownia przekonywała się do zespołu, a zespół do widowni. 

Jako ostatnią "przepisową" piosenkę, Duńczycy zagrali "Add Ends". Wzruszający początek, niezwykły środek i powalający finisz. Wydłużona koncertowa wersja, z energetycznym instrumentalnym zakończeniem - cudeńko! Oczywiście po takim końcowym uderzeniu musiał być bis. I był.



Kiedy muzycy wrócili na scenę, aby zabisować, mieli tak szerokie uśmiechy, że aż miło było popatrzeć. Zrelaksowani i zadowoleni po naprawdę udanym występie, zagrali jeszcze dwa kawałki. To już był totalny zawrót głowy! Niesamowita energia bijąca ze sceny porwała wszystkich do tańca. Zespół dał z siebie dosłownie wszystko, całe siły, jakie im jeszcze zostały.

fot. Agnieszka Wojtaszek
Każdy z czwórki muzyków z When Saints Go Machine pokazał w Katowicach klasę. Wokalista, Nikolaj Manuel Vansild, był jak wielka kula pozytywnej energii. Odrobinę jakby nieśmiały, zawstydzony, a jednocześnie szczęśliwy z reakcji publiczności. Uroczy, wysoooooki człowiek o pięknym głosie! Pozostała trójka dzielnie go wspierała. Największym pozytywem było zobaczenie, jaką wielką frajdę sprawia tym Duńczykom wspólne granie i ile wkładają w nie zaangażowania. 

Trzymam kciuki za szybki powrót When Saints Go Machine do Polski. Naprawdę warto zobaczyć ich na żywo. Ci, którzy niestety z powodu słabej organizacji i kiepskiej informacji o zmianie godziny, przegapili koncert Duńczyków, niech trzymają kciuki razem ze mną :) 


Pod tym linkiem odrobinę więcej zdjęć z koncertu WSGM w Katowicach. 

A na stronach wp.pl kilka zdjęć profesjonalnych:  

Filmiki z koncertu:


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wspaniały koncert. Przeniesienie godziny koncertu wynikało chyba z problemów zdrowotnych jednego z muzyków WSGM.
Rzeczywiście , gdyby ludzie dowiedzieli się o tym wcześniej - jestem pewien, że namiot byłby pełny od samego początku.

Arletta pisze...

Faktycznie wg informacji na stronie organizatorów festiwalu zmiana godziny wynikała z choroby jednego z muzyków WSGM. Miejmy nadzieję, że jak panowie wrócą do naszego kraju taka sytuacja już się nie powtórzy. A za ich powrót trzymam mocno kciuki, no byli świetni!