THULEBASEN @Lille VEGA, 08.09.2011

"I nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic"


W latach 90-tych tak śpiewał polski zespół Buzu Squat. W czwartek, 8-ego września 2011 roku przypomniał mi się ten tekst, kiedy przyglądałam się występowi Thulebasen. Duńskie trio supportowało tego wieczoru koncert tUnE+yArDs w Kopenhadze. Słowo "supportowało" nie oddaje jednak tego, co działo się przez 45 minut na scenie w Lille VEGA


Weszli, zajęli miejsca przy instrumentach, przywitali się i zaczęli grać. Do tego momentu wszystko było jasne, potem rozmyło się w psychodelicznych, rockowo-improwizująco-hypnotyzujących dźwiękach. 

Niels i Nis


Występ Thulebasen ciężko jest porównać do jakiegokolwiek koncertu. Do koncertu w ogóle. Muzycy tworzą dźwięki w procesie wiecznej improwizacji, nie tylko podczas nagrywania, ale również na scenie. Można więc było doświadczyć chwilami atmosfery próby, a nie koncertu. 

Nie dość, że grali specyficznie, to byli również nietypowo ustawieni na scenie. Nie do końca w stronę publiczności, a bardziej w swoją stronę, co dodawało wrażenia intymności i prywatności. Można było się poczuć właśnie bardziej jako gość na próbie, niż widz na występie.

 


Głośne, chaotyczne brzmienia, przedziwny wokal, chwile totalnego oszołomienia dźwiękiem przeplatające się z momentami rozprężenia i "rozpłynięcia" każdego instrumentu w inną stronę. Utwory zlewające się w jedną nieprzerwaną melodię, bardzo pokręconą, niezrozumiałą, ale intrygującą. 

Koncert Thulebesen wprowadził mnie w prawdziwy trans. "Gate 5", "Raga Gemini" czy "Monster" na żywo brzmiały zupełnie inaczej, niż na debiutanckiej płycie zespołu zatytułowanej "Gate 5". Wynikało to pewnie z faktu umiłowania przez Thulebasen improwizacji. Muzycy od pierwszych minut dali się po prostu porwać własnym dźwiękom. Podporządkowali się atmosferze miejsca i czasu, grając wspólnie obdarzali się przez cały czas zaufaniem i wykazali świetnym zrozumieniem i intuicją. 

Felia
Thulebesen wytworzył klimat ciężki, niepojęty, wymagający wytężenia wszystkich zmysłów, ale zarazem wciągający. Miałam przez cały koncert wrażenie, że biorę udział w tworzeniu muzyki zespołu od początku, trochę tak, jakby ich debiutancki krążek jeszcze nie powstał. 

Każdy z trójki muzyków, to niesamowicie charyzmatyczna osobowość, co dało się bez problemu wyczuć. Największe wrażenie wywarła na mnie jednak jedyna kobieta w zespole - Felia. Drobna, filigranowa... perkusistka! Kontrast między jej delikatną, dziewczęcą wręcz fizjonomią a energicznym, mocnym, powalającym graniem i siłą z jaką grała na perkusji - nie da się tego opisać słowami, trzeba zobaczyć i usłyszeć na własne uszy.


Dziwny to był koncert, dziwaczne doświadczenie muzyczne. I dziwnie było po takim surrealistycznym, nietypowym przeżyciu wyjść z klubu Lille VEGA i prowadzić "normalne" wieczorne rozmowy. Rozedrganie i rozemocjonowanie - Thulebasen wiedzą, jak je wzbudzić, nawet bardzo krótkim występem.

Fragmenty koncertu:
Thulebasen at Lille Vega september 8 2011 - I: Gate 5
Thulebasen at Lille Vega september 8 2011 - II: Raga Gemini
Thulebasen at Lille Vega september 8 2011 - III


Zdjęcia:
 
 

Brak komentarzy: