TURBOWEEKEND @Pożegnanie Lata, Płock

Godne pożegnanie lata

fot. Agnieszka Wojtaszek
"Pogoda letnia, plaża nad Wisłą idealna do rozłożenia się na kocyku i opalania, a my mamy  żegnać lato?" - pomyślałam, kiedy w sobotę, 3-ego września dotarłam do Płocka na imprezę "Pożegnanie Lata 2011". Przepiękna okolica, plaża, a do tego dawka dobrej muzyki. Turbo-dobrej. Oprócz polskich wykonawców (Letters From Silence, Novika, Pustki, Myslovitz, Lao Che, Smolik) w Płocku zagrały dwie zagraniczne gwiazdy: niemiecki Everlanch i to, na co czekałam, czyli duński Turboweekend. 


Kopenhaska grupa wystąpiła w Polsce po raz trzeci. Nie wiem, jak oni to robią, ale za każdym razem są lepsi!

Około 22:00 na telebimie jednej z dwóch scen ustawionych na plaży nad Wisłą wyświetlono napis "Turboweekend". Od tego momentu, aż do ostatniego dźwięku ze sceny płynęła niesamowita energia. Turboweekend kolejny raz dał popisowy występ. Tym razem Duńczycy mogli liczyć na polskich fanów bardziej, niż wcześniej. Bo zdążyli już sobie zaskarbić serdeczność i miłość Polaków. Ludzi nie było może zbyt wielu (na pewno mniej, niż podczas koncertu Turboweekend na Ursynaliach). Ale był transparent, były śpiewy (nie tylko "Trouble Is"), była udana zabawa, był oczywiście bis, było przyjemnie i radośnie. A zaczęło się... nowo.

fot. Agnieszka Wojtaszek
Zespół rozpoczął od zaprezentowania nowej kompozycji, która znajdzie się na ich trzecim krążku. Podczas koncertu pojawiła się jeszcze jedna nowa piosenka. Oba utwory różnią się od tego, co Turboweekend prezentował na "Ghost Of A Chance", oba są świeże i wypadają bardzo ciekawie na żywo.
Nie zabrakło jednak znanych i lubianych piosenek grupy. "System rozniósł" jak zwykle "Something Or Nothing" (który z koncertu na koncert wykonywany jest jakby mocniej i z większym rock'owym zacięciem - prekusja szalała!). Podczas "Holiday" zgromadzona pod sceną publiczność, zachęcona przez wokalistę, Silasa Bjerregaarda, wyskakała siódme poty.  

A na koniec "zasadniczej" części występu nie zabrakło totalnego szaleństwa przy "Trouble Is" (które też jakby mocniej, jakby z większym...wybaczcie słownictwo, ale najlepiej odda klimat - pierdolnięciem). 

Tym razem Turboweekend zagrał trzy utwory z EP-ki "Bound". Oprócz żwawszych "Now" i "Into The Pavement" pojawił się "Spider Of Light". Na żywo - prawdziwa nastrojowa perła. 

fot. Agnieszka Wojtaszek
Po "Trouble Is" publiczność bardzo entuzjastycznie domagała się więcej. Duńczycy wrócili więc na scenę i zagrali "Almost There". Potęgę tego utworu w wersji live zrozumie tylko ktoś, kto skakał i szalał przy nim na żywo. Nie zabrakło małej zabawy z widownią. Poproszono nas o ukucnięcie, a na znak zespołu - polskie szaleństwo. Nie wiem jak inni, ale ja wyszalałam się na maksa. Podobnie zespół (nie wiem, skąd wyciągnęli zapasy siły, ale... no dali czadu! :)). Turboweekend świetnie wplata w "Almost There" fragment tytułowego utworu z pierwszej płyty "Night Shift" - efekt jest naprawdę dobry.

Niby już widziałam ich dwukrotnie na żywo, niby znam wszystkie utwory (oprócz nowych oczywiście), a jednak znów czułam się pozytywnie zaskoczona. Było więcej odważniejszych wariacji elektronicznych, a to za sprawą czwartego muzyka, który dołącza do składu Turboweekend podczas koncertów - Anders'a Stig Møller'a.

fot. Agnieszka Wojtaszek
Była cała masa perkusyjnych smaczków, które Martin Øhlers Petersen potrafi wplatać w bardzo zgrabny sposób do utworów. Bas brzmiał jakoś tak... bardziej basowo i zadziornie niż poprzednio (Morten Køie szalał na scenie). A to, co wyczyniał wokalista, Silas Bjerregaard przekonało mnie, że ten człowiek nie wie, co to brak energii. Już na początku tak się "wczuł", że złamał tamburyn. Wokalnie również było inaczej, bardziej rock'owo. 
Panowie wiedzą jak w intrygujący sposób urozmaicać swoją muzykę.

Choć to może nie był najbardziej oblegany koncert wieczoru (wygrał w tej kategorii Myslovitz i może Lao Che), to jednak ludzie się pojawili. Były toasty za polską publiczność, były podziękowania, było naprawdę sympatycznie (mimo, że muzyków na scenie cały czas niemiłosiernie gryzły komary). I było niesamowicie energetycznie. Zespół powiedział, że koncert w Płocku był ich ostatnią wizytą w Polsce w tym roku. Czekam w takim razie na 2012 i powrót Turboweekend do naszego kraju. Kto wie, być może już z materiałem z nowej płyty.
Zdjęcia z koncertu:

Filmiki: na razie jeden, z miłymi słowami wokalisty, skierowanymi do polskich fanów


Brak komentarzy: