TURBOWEEKEND - "Fault Lines" [RECENZJA]

Turboweekend - "Fault Lines" (2012)
"RECENZJA" 

Znowu nie pasuje tutaj słowo "recenzja", ale co poradzić, jakoś trzeba ten tekst przyporządkować. Nie będzie to jednak nic z cyklu "oda do Turboweekend", bo "Fault Lines" to nie album, nad którym można piszczeć. To bardziej płyta, którą należy docenić. W singlu "On My Side" Duńczycy pytają: "czy jesteś po mojej stronie?" - po przesłuchaniu ich najnowszego materiału śmiało mogę odpowiedzieć: I'm on their side!


Krążek numer trzy - "Fault Lines". To już nie jest ani Turboweekend buntujący się, nastawiony na zabawę jak na "Night Shift", ani też Turboweekend odrobinę tajemniczy i emanujący poważnym magnetyzmem jak na "Ghost Of A Chance". Jedenaście nowych utworów daje słuchaczowi obraz zespołu, który dojrzał i nagrał chyba bardzo dokładnie przemyślaną płytę. "Fault Lines" jest poukładana z głową. Znalazło się  na niej coś lżejszego jak singiel "On My Side" czy "Douglas", nie zabrakło specyficznej tajemniczości i cięższej atmosfery ("Good Morning, It's Tomorrow"), pojawiły się energetyczne "Neverending" i "Drying Out",  a do tego rozbrajający "I Forgot". Według tracklisty "Fault Lines" można po kolei odhaczać punkty z listy "co dobry album zawierać powinien". 

Brzmi to wszystko co napisałam bardzo sztywno i bez polotu, prawda? Ano tak. Ale brzmi w ten sposób, na całe szczęście, tylko na papierze! Turboweekend pogodził spełnienie "warunków" (jakże umownych!) nagrania dobrej płyty z energią i po prostu - bardzo dobrą muzyką. W dodatku taką, nad którą można się pochylić na dłużej. "Fault Lines", to nie jest płyta, która najzwyczajniej w świecie "przeleci" przez uszy i nie pozostawi żadnego wspomnienia, ani żadnej myśli. Wręcz przeciwnie! Piosenki powracają w głowie i potrafią zmusić mózg do pracy.

TURBOWEEKEND - "FAULT LINES" (kup poprzez iTunes)
FAULT LINES (Rest Of World --> PL też): http://itunes.apple.com/album/fault-lines/id532895978

Turboweekend chyba postanowił nagrać "wielką" płytę, stojącą na wysokim poziomie. I chyba im się udało. Utwory z "Fault Lines" brzmią monumentalnie, chwilami nawet bardzo (a to za sprawą partii smyczkowych w wykonaniu Davide Rossi). Jednak żaden z nich nie irytuje nadmierną patetycznością.

Źródło: Turbofans
Znów każdy z czwórki Duńczyków dał z siebie to, co miał najlepszego. Od przeszywających chwilami wokali, przez niezmiennie genialne perkusyjne solówki, nie nachalne, ale dodające smaczku poszczególnym utworom oraz pokręcone elektroniczno-pianinowe wstawki, po odrobinę ukryty za ścianą innych dźwięków, ale obecny - bas - "Fault Lines" brzmi jak coś, co zrobili wspólnie, brzmi jak całość.


Trzeci album Turboweekend, to nie płyta, która ogłasza wielkimi fanfarami, że jest świetna. Fascynacja poszczególnymi utworami wkrada się cichutko gdzieś bocznymi drzwiami. I nagle można się złapać na tym, że "Rubicon", czy "I Forgot" gra już któryś raz, a my cały czas odtwarzamy je ponownie. Dołącza do nich "You're the Cure", "Boulevard"... i tak dalej, i tak dalej. Mozaika, misternie poukładana przez Turboweekend na "Fault Lines" zazębia się, składając w całość, która satysfakcjonuje. Przynajmniej piszącą te słowa.

Turboweekend - "Fault Lines"
01 – Fire of the Stampede
02 – Neverending
03 – Reflections on Chrome
04 – On My Side
05 – Boulevard
06 – Good Morning, It’s Tomorrow
07 – You’re the Cure
08 – Rubicon
09 – Drying Out in the Sun
10 – Douglas
11 – I Forgot


Brak komentarzy: