GREGERS L. MOGSTAD: „Impossible” [RECENZJA]




Marcin posłuchał debiutanckiej płyty Gregersa L. Mogstada. Przeczytajcie o jego wrażeniach i posłuchajcie albumu "Impossible". 

Mam taką teorię, że gdy słucham dobrej muzyki podczas gotowania, obiad też wychodzi przepyszny. Tak było w przypadku, kiedy w ręce wpadł mi nowy album „Impossible” młodego, duńskiego muzyka jazzowego - Gregers’a Løvendahl’a Mogstad’a (wydany przy współpracy z wytwórnią „Soul Samourai Records”). 

Gregers jest absolwentem Królewskiej Akademii Muzycznej, co zdecydowanie słychać po jego solówkach na fortepianie - za to duży plus. Na płycie znajduje się mieszanina różnych stylów muzycznych. Można tam usłyszeć przede wszystkim muzykę jazzową połączoną z soulem, ale nie brakuje też inspiracji zaczerpniętych z funk’u czy dobrego starego rock’a.

10 utworów, którymi poczęstował mnie Duńczyk było naprawdę miłym odkryciem. 

Już pierwszy - „You’re Feeling It Too” - przykuł uwagę. Co prawda z niecierpliwością i małą obawą oczekiwałem na pojawienie się wokalu po pierwszych taktach, ale na szczęście absolutnie mnie on nie rozczarował. Muzyk śpiewa fenomenalnie, bawi się gamą i słychać, że czerpie z tego niebywałą przyjemność. Odpowiadam na tytuł pierwszej piosenki – tak! Też to poczułem! 




W drugim utworze „Scapegoat”, szczególnie pod koniec, słychać nieco rockowego klimatu. „Impossible” polecam szczególnie miłośnikom jazzu. Nieregularne brzmienie, prawdziwie jazzowa perkusja, wokal i klawisze przyprawią Was o dreszczyk na karku. 

Kolejna piosenka „Refugee” z bardzo przyjemnym kobiecym chórkiem w tle idealnie nadaje się na wieczór w towarzystwie pięknej kobiety właśnie. W utowrze „Ambitious” Gregers L. Mogstad pokazuje swój talent pianisty. Bardzo zgrabnie łamie dźwięki i chociaż w drugiej części utworu tempo delikatnie przyspiesza, burząc początkowy spokój, to wypływająca z głośników energia nadal jest bardzo pozytywna i nastrojowa.



W ten oto sposób dotarliśmy do drugiej części płyty, a ja do połowy przygotowywania obiadu :) Piosenki nr 6 i 7 czyli „Wake up Call” i „Lover” nie zapadły mi zbyt głęboko w pamięć. Może dlatego, że po pięciu utrzymanych w podobnym klimacie utworach straciłem nieco wrażliwość. Jednak, gdy przesłuchałem je osobno następnego dnia, nie mogłem o nich także powiedzieć złego słowa. Wykonane prawidłowo, dalej w bardzo pomieszanym stylu muzycznym, a w „Lover” Gregers L. Mogstad przekazuje nam coś ważnego – posłuchajcie uważnie!

Na podwieczorek Duńczy zaserwował przepyszy deser, czyli energiczny singiel „Rocking The world”. Nie macie czasami tak, że słysząc piosenkę wasze ciało samo porywa się do tańca? Nie? To koniecznie posłuchajcie tego. Będziecie wiedzieć o co mi chodzi.

Gregers L. Mogstad - "Rocking The World"


Track 9 – „Convention”, to miłe przejście z żwawego poprzedniego utworu do bardziej spokojnych klimatów, wzbogaconych jednak o ambitne przejścia i solówki. 

Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Ostatnia piosenka „I see”, to popis artystyczno-wokalny Gregersa. Właśnie przy niej zacząłem się zastanawiać, czy Mogstad inspirował się odrobinę Jamie Cullumem czy było może odwrotnie...

Na koniec tej muzycznej przygody należy dodać, iż muzyk pytany o swoją twórczość powiedział: „Mam coś tak głęboko w sercu, to dobry dźwięk”. I gdybym miał okazję wybrać się na jego koncert nie zastanawiałbym się ani chwili, bo słuchając tej płyty czuć, że wszystko pochodzi prosto z jego serca. Polecam serdecznie!
Marcin

CO? GDZIE? JAK?



Brak komentarzy: